ROZDZIAŁ VI
Poranek był zimny i mglisty, a z
zachodu nadciągały czarne chmury. Hagen był ostatnim z wysłanników Króla, ale
wciąż pozostawał w mieście, usiłując przekonać Amara Redblade’a, że potrzebuje
więcej statków i ludzi, ale ten usilnie nie chciał zmienić zdania. Dziś
postanowił spróbować szczęścia po raz ostatni. Narzucił na siebie czarno-biały
kaftan, wysokie, czarne buty i grube, acz wygodne spodnie.
Wszedł do sali tronowej, która była
już opustoszała, a jedyną osobą w środku, poza Whitefire’em był król, siedzący
na swym tronie i rozmyślający nad czymś. Kościstą twarz wspierał na prawej
dłoni równie chudej co on sam ręki. Długie, smukłe palce oplatały sporą część
czaszki. Oczy miał podkrążone, a policzki zapadnięte, a także nieogolone i
pokryte cienką warstwą ciemnego jak węgiel zarostu. Cała mizerna postać zdawała
się zapadać w siedzisko coraz głębiej i głębiej, kulić się pod ciężarem
wspaniałej korony noszonej na skroniach królów od pięciu pokoleń. Głęboko
osadzone zielone oczy zdawały się być szmaragdami świecącymi pośród mroków
jaskini.
Hagen ukłonił się sztywno.
- Wasza Miłość – powitał Amara.
- Hagenie, jeśli znów przybyłeś
tutaj, by prosić mnie o więcej statków, moja odpowiedź dalej brzmi „nie”. –
Westchnął przeciągle. – Powtórzę ci to po raz ostatni. Więcej statków może
zostać odebranych jako najazd, a nie poselstwo.
- A mniej może zostać napadniętych i
złupionych – odparł Whitefire.
- W takim razie wynajmij najemników
i statki. Ja nie przyłożę do tego ręki. A teraz zejdź mi z oczu. – Wykonał ręką
gest, mający na celu odprawienie lorda Białej Warowni.
- Tak jest, Wasza Miłość. – Ukłonił
się powoli. – Dziękuję ci za poświęcenie mi swego cennego czasu.
Odwrócił się na pięcie i z
zaciśniętymi w pięści dłońmi zaczął maszerować z powrotem ku dziedzińcowi, a
echo jego kroków odbijało się wśród wysokich kamiennych murów. Poszedł do
ogrodów, by się zastanowić i omówić szczegółowy plan działania ze swoimi kapitanami,
którzy mieli tam na niego czekać. Znalazł ich siedzących na kilku marmurowych
ławach tworzących koło wokół małego placyku, otoczonego żywopłotem i wysokimi
drzewami, których liście były swoistym baldachimem przepuszczającym kilka
smużek światła. Podszedł do niego Rudy Winnick, o długich, opadających na
ramiona włosach barwy żywego ognia i wzroście, którym poszczycić mogło się
niewielu, a także sławnej wśród marynarzy sile. Na jego długiej i smukłej
twarzy malowało się zaciekawienie.
- I co powiedział nasz miłościwy
król? – zapytał, jakby był pewny odpowiedzi.
- Nic, czego bym nie usłyszał
wcześniej. Nie da nam więcej statków, a jeśli chcemy, to możemy kogoś wynająć.
– Przygryzł wargę. – I szczerze powiedziawszy, zastanawiam się, czy nie byłoby
dobrze tego zrobić.
- Mam paru przyjaciół w kompani
Terrena Srebrnej Pięści – przypomniał Brodacz Kerwington. Był postawnym
mężczyzną o bujnej, sięgającej niemal do pasa brodzie, czarnej niczym noc, choć
można było na niej dostrzec białe włosy. Głowę porastała mu gęstwina loków o
tym samym kolorze, zwisających mu aż do klatki piersiowej. Miał duży, szeroki
nos, czarne oczy i jasną skórę pokrytą śladami po ospie. – Myślę, że przy
odpowiedniej cenie, wielu najemników popłynęłoby z nami.
- Świetnie. Udasz się dziś do niego
i spróbujesz się dowiedzieć, jaka jest jego cena.
Kerwington skinął głową.
Kerwington skinął głową.
- Ktoś jeszcze ma jakieś kontakty,
które mogłyby nam pomóc?
- Ja – odezwał się Bryenon
Vellseword, najstarszy i cieszący się największym szacunkiem z kapitanów.
Widział już prawie trzy cykle, a mimo to wciąż zachowywał młodzieńczą siłę i
charyzmę. Twarz była naznaczona bliznami po przebytej przez niego w młodości
francy. Siwe włosy na głowie i owalnej twarzy miał krótko przystrzyżone, zaś
całe jego oblicze było pokryte również zmarszczkami, których najwięcej było
wokół szarych oczu. Jak przystało na prawdziwego wilka morskiego, był szeroki w
barach, prawie nigdy nie nosił zbroi, uwielbiał pić, śpiewać sprośne pieśni i
kochał morze. Kiedyś do jego ulubionych zajęć należało również chędożenie
dziewek w portach, ale po chorobie zdecydowanie tego unikał. – Norey Leyte jest
moim starym przyjacielem, jeszcze z czasów, gdy służyliśmy w kompani Żelaznego
Lorda za Szkarłatnym Morzem. Myślę, że mogę go przekonać.
- Dobrze. – Pokiwał głową na znak
aprobaty. – Spotkamy się tu ponownie dziś wieczorem, po zmierzchu. Bryenonie, Emmecie – zwrócił się do Brodacza i Vellseworda – wy zajmiecie się sprawą
najemników. – Skinęli na znak zgody. – Winnicku, Arionie, Willu, wy zajmiecie
się przygotowaniem naszych statków i ludzi do drogi. Pozostali upewnią się, że
nie zabraknie nam zapasów.
Wszyscy zebrani skinęli zgodnie
głowami.
- Dziś o zachodzie słońca spotkamy
się w tawernie „Pod Złamanym Srebrnikiem” – zarządził. Mają tam wyborne ale i
najlepsze dziewki w całym Cathair Oir. – Bądźcie tam i postarajcie się nie
upić do mojego przybycia – powiedział, rzucając wymowne spojrzenie w kierunku
Kerwingtona i Rudego Winnicka, którzy słynęli ze swojej skłonności do
pijaństwa.
- Tak jest – odrzekli kapitanowie, a
następnie wszyscy się rozeszli, każdy w swoją stronę.
Hagen pozostał w ogrodach jeszcze
przez jakiś czas, delektując się panującymi tu spokojem i ciszą, nie zakłócaną
ględzeniem starych głupców i ich utyskiwaniami na bezczynność króla. Jedynymi
członkami rady, których naprawdę polubił, byli Stary Wąż i Rowes Ironheart,
których posiedzenia rady nudziły równie mocno, co Whitefire’a; najgorszy ze
wszystkich był Stamar Wend, który nieustannie zachęcał do działania,
wydzierając się wniebogłosy na wszystkich, jakimi to są durniami, że nie chcą
nic robić. Tak, nic nie robimy –
pomyślał z dozą rozbawienia spowodowanego wspomnieniem ostatniego napadu
wściekłości starca. Z kolei irytował go syn Ironhearta – był nieśmiały i często
bełkotał pod nosem, a do tego nieudolnie próbował go szpiegować. Z jakiego
powodu? Tego nie wiedział, ale była to całkiem niezła zabawa, patrzeć na jego
wysiłki spełzające na niczym. Młody Rince oczywiście niczego nie podejrzewał.
Przeszedł przez niewielki drewniany
mostek zbudowany nad szeroką i całkiem głęboką rzeczką, pełną niewielkich
rybek, a nawet i raków, następnie po przejściu parędziesięciu kroków znalazł
się w obszernym sekwojowym gaju, pośrodku którego rosła największa wiśnia, jaką
kiedykolwiek widział. Otaczające ją drzewa mimo wszystko górowały nad kwitnącą
rośliną, to i tak osiągała naprawdę kolosalne jak na wiśnię rozmiary. Miała
jakieś trzydzieści stóp wysokości, a jej gałęzie kierowały się we wszystkich
kierunkach, sprawiając, że białe kwiaty mieszały się z zielonymi igłami. W powietrzu
unosił się przyjemny zapach igliwia i słodkawy aromat wiśni. Ze wszystkich
miejsc w stolicy, właśnie to było jego ulubionym. Mógł tutaj w spokoju
przemyśleć wszystko, co chciał; a ostatnimi czasu tutaj spotykał się ze swoimi
szpiegami.
Z cieni wielkich sekwoi wyłoniła się
ciemna sylwetka opatulona w zielony wytarty płaszcz z kapturem narzuconym na
głowę, który odrzuciła, gdy znalazła się obok lorda Białej Warowni. Była to
Jenn – niska, szczupła i całkiem ładna dziewczyna będąca praczką w jego wieży,
mająca ciemnobrązowe włosy, takież oczy, twarz w kształcie serca, wąskie usta i
zdecydowanie za duże cycki, jak mawiali stajenni. Hagenowi nieszczególnie to
przeszkadzało.
- Jak tam się ma nasz młody lord
Ironheart? – zapytał.
- Nie najgorzej – odpowiedziała
dźwięcznym głosem. - W najbliższym czasie nie zamierza wyjeżdżać z miasta i
dość dużo rozmawia z lordami Mellowhillem, Kelgarem i Praytem, a nawet z lady Malerrin.
- Nie sądzę, żeby chodziło mu o jej
wątpliwe wdzięki – powiedział w zadumie. Wyjął ze swojego mieszka
przytroczonego do pasa parę srebrników i wręczył je dziewczynie. – Dobrze się
spisałaś. – Złożył na jej ustach szybki pocałunek i się oddalił.
Gdy znalazł się z powrotem na
dziedzińcu, mgła już dawno się rozrzedziła, a słońce wisiało wysoko nad
horyzontem, zaś sama Warownia w zasadzie zbudziła się i tętniła życiem;
giermkowie przygotowywali zbroje rycerzy, stajenni karmili konie, dziewki
służebne nosiły wodę ze studni.
Wszedł do swojej
wieży i wbiegł po schodach na wyższe poziomy, gdzie znajdowały się jego
komnaty, w których jego zarządca, Marwin, miał coś dla niego zostawić. Dotarł
do dębowych drzwi, na których wyryto płaskorzeźby przedstawiające pająki. Ohyda – pomyślał Hagen. – Nie mam pojęcia, co kierowało moimi
przodkami podczas wybierania sobie herbu. Nie chodziło o to, że Whitefire
brzydził się pająkami, co to, to nie, uważał je nawet za całkiem przydatne; ale
większość kobiet niespecjalnie je lubiła, a Biała Twierdza była wręcz
przepełniona rzeźbami i pomnikami tych niepozornych stworzonek.
Zawiasy
zaskrzypiały przeciągle i jego oczom ukazała się przestronna komnata będąca w
takim samym stanie, w jakim ją zostawił – na wielkim dębowym biurku leżały stosy
dokumentów i listów, a nawet resztki śniadania, kielich, z którego zwykł pić wino,
otwarte okno, przez które wpadały promienie słońca, na środku zaś wielkie łoże
z baldachimem; w sumie, to nie wszystko było dokładnie takie, jak wtedy, gdy
wychodził. Na łożu leżała młoda dziewczyna, choć z pewnością była starsza od
Jenn. Jej twarz była trójkątna, nos lekko zadarty, a wydatne usta miały
łobuzerski wyraz. Włos miała ciemnobrązowe, proste i sięgające mniej więcej do
połowy pleców. Lecz to wszystko bledło przy jej błękitnych oczach. Tak
przynajmniej wolał sobie wmawiać Hagen, który w zasadzie patrzył już nieco
niżej, na jej kobiece części.
Marw, mam u ciebie dług wdzięczności,
przyjacielu. Zbliżył się do dziewczyny.
- Jak masz na imię? – zapytał łagodnym
głosem.
- Kayla, mój panie – odparła pewnie.
Wstała i podeszła bliżej swojego rozmówcy, szeleszcząc suknią barwy kości
słoniowej.
-
Ile masz lat? – Zawsze pytał się o wiek, mimo tego że, jak zwykłą mawiać jego
matka, „jest to ponad wszelką miarę nieuprzejme”.
-
Mój panie, a czy to ważne? – odpowiedziała zalotnie.
-
W sumie, to nie – parsknął śmiechem. – Zabawne, ze lordów uczy się tak wielu
rzeczy – pisania, historii, geografii, ogłady – ale pomija to, jak zająć się
kobietą.
-
Och, możesz się nie martwić, mój panie. – Złapała za górę swej sukni. – Jestem
całkiem doświadczona. – Odsłoniła zęby w uśmiechu i zrzuciła szaty.
Gdzie ona
była przez całe moje życie? – zadał sobie po raz kolejny pytanie,
przejeżdżając pod sklepieniem kolosalnej bramy warowni.
Odkąd przestało padać, stolica odżyła. Ulice
wypełniły się ludźmi pędzącymi we wszystkie strony, straganami z rozmaitymi
towarami, przez okna wychylały się dziwki. W dużym skrócie – było jak dawniej.
Cechą, która najbardziej uderzyła Whitefire’a w tym mieście był jego zapach –
mieszanina końskiego łajna, potu, taniego ale,
dymu i lekkiej nutki morskiego powietrza.
Tawerna, jak
zwykle zresztą, pękała w szwach od gości. Powietrze wypełniała typowo karczemna
woń – alkohol, dym, jedzenie. Jak dało się przewidzieć, Winnick i Emmet byli
już całkowicie i nieodwołalnie pijani, podczas gdy pozostali kapitanowie śmiali
się w najlepsze z ich prób śpiewania. Hagen zbliżył się do swoich
podkomendnych.
- Witajcie,
przyjaciele.
Skinęli głowami
w geście powitania.
- Rozumiem, że
nie uda mi się wyciągnąć z naszego drogiego Emmeta żadnych informacji. –
Wskazał dłonią tańczącego z jedną ze służek Brodacza. – Więc, udało ci się
przekonać Leyte’a? – zapytał Velseworda.
- W połowie –
odparł marynarz. – Nie da nam więcej, niż tysiąc ludzi. Nie chciał mi
powiedzieć czemu. – Łyknął ciemnego ale.
– Chociaż tyle, że da nam najlepszych ludzi i statki.
- Ile w sumie
ich będzie? W sensie statków.
- Jedenaście,
może dwanaście, jeśli zatrudnimy wioślarzy do galer – powiedział obojętnie,
wzruszając ramionami.
- Dobrze,
załatwimy to – zapewnił. Następnie zwrócił się do pozostałych. – A jak stoimy z
zapasami?
- Aż w
nadmiarze – odparł Cahan Slade, aktualnie bawiący się złotą nazareńską monetą.
Ten niski człowieczek lubujący się w walce nożami i zabawianiem się z dziewczętami
był znany we wszystkich portach od Artharos, aż po Cathair Oir. Miał śniadą cerę,
czarne, małe oczka, osadzone tak głęboko w czaszce, jakby ktoś dla zabawy mu je
tam wepchnął, wysoko osadzone kości policzkowe rysujące się wyraźni pod cienką
skórą, duże wargi i krzywe, nieco pożółkłe zęby. Nie miał żadnych włosów, a na
pełnym morzu głowę osłaniał wymyślnymi kapeluszami. – Z pewnością starczy niecałym dwóm tysiącom
ludzi na kilka miesięcy, pół roku, albo i rok, jeśli będziemy je oszczędzać.
- Jeśli –
bąknął pod nosem Hagen. Postanowił jednak nie tracić humoru. – No cóż panowie,
skoro za niedługo będziemy musieli porzucić naszą wspaniałą ojczyznę,
powinniśmy jeszcze skorzystać z jej uroków, mam rację?
Odpowiedział mu
zgodny okrzyk wielu gardeł:
- Tak jest!
Poranek znów
był cholernie zimny i mglisty. Tak bardzo, że Whitefire ledwo dostrzegał koniec
pomostu i najbliższy statek, Czarną Jill
należącą do Bryenona Velseworda. Choć już nie padało, jego wyjazd obserwowało
jeszcze mniej ludzi niż Ironehearta, czy Serpentów. Cholerna mgła.
Do lorda Białej
Warowni zbliżył się Amar Redblade w eskorcie dwóch synów. Król położył mu
kościstą dłoń na ramieniu i rzekł:
- W tobie
nadzieja. Nie zawiedź nas.
Spróbuję. Nie gwarantuję sukcesu, bo ktoś
nie chciał mi dać więcej statków.
- Zrobię, co w
mojej mocy, Wasza Miłość – odparł jednak na głos.
Po tych słowach
zwrócił się na powrót ku oczekującym go łodziom i ludziom, wypływającym ku
długiej i żmudnej podróży. Gdy znalazł się na pokładzie Morskiego Burdelu Brodacza, poczuł, jak momentalnie traci poczucie,
że grunt pod jego nogami jest stabilny. Wsparł się o burtę i usłyszał za sobą
głos Kerwingtona:
- Wypływamy! –
wrzasnął tak głośno, że pewnie byłby w stanie zbudzić krakena.
Po jakimś
czasie, gdy już zwrócił morzu śniadanie, Hagen podszedł do Emmeta.
- Twój pierwszy
raz? – zapytał wilk morski klepiąc się po brzuszysku.
- Pierwszy nie,
ale też nie mogę powiedzieć, żebym był weteranem – burknął.
Brodacz ryknął
śmiechem.
- Morze trochę
cię przeszkoli, a potem przywykniesz, mój panie – oznajmił wesoło.
- Dobrze
wiedzieć – odpowiedział, jeszcze bardziej przybity. – Mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Dlaczego
akurat Morski Burdel? – zapytał.
- Ha! To
ciekawa historia, mój panie, acz niezbyt przyzwoita, za pozwoleniem.
- W karczmie
wygadywałeś takie świństwa, że niewiele znajdzie się gorszych – przypomniał mu
Hagen.
- Pewnie masz
rację. – Obdarzył lorda uśmiechem. – Więc, gdy jeszcze byłem młody i pełen sił,
nie żebym teraz nie był, żeglowałem po tutejszych wodach i natrafiłem na łowców
niewolników. Warto zaznaczyć, że ma krypa nie miała wtedy nazwy – dodał. – No,
i wiesz zapewne, że niewolnictwo jest u nas niedozwolone. Więc zaatakowałem
łotrów i wygrałem. O ile mnie pamięć nie zawodzi, położyłem wtedy dziesięciu Nazareńczyków
– pochwalił się. – Ale do rzeczy. Ładunkiem były kobiety – młode i dorosłe, ładne
i brzydkie. Miały zostać sprzedane do domów uciech cielesnych za morzem.
Wzięliśmy je na pokład, a kiedy przybiliśmy do portu z takim ładunkiem… Cóż,
sam chyba rozumiesz, skąd nazwa.
Whitefire
zaśmiał się na tyle, na ile pozwalało mu na to obolałe ciało.
- A co stało
się z kobietami, które uwolniłeś? Zwróciłeś im wolność?
- Nie –
odpowiedział. – Sprzedałem je do burdeli w Cathair Oir.
Jakie krótkie?! Dłuższe od moich razem wziętych ;-;
OdpowiedzUsuńMorski Burdel xD
Król jest.. anorektykiem.
Hagen ma zielone oczy, jak 80% bohaterów. Spoko ^^
Taa, co by tu jeszcze..
"Ciekawy" rozdział.
To była ironia.
~RR
No krótkie! xdd
UsuńSama chciałaś ;pp
Możliwe... Ale toporem nawalać to on jeszcze będzie xddd
No ba ;d Dziedzictwo Lannisterów! :D
Taaaa, wieeem ;p Nuda :d Może coś się wykombinuje, zanim dojdziem do... no, wiesz czego xddd
Nie jest krótkie.
UsuńJasne, rób ze mnie zboka przy wszystkich xd
Buahahahahahaha, chcę to zobaczyć!!
Lannisterowie są wszędzie.
NUDA!!!!!
~RR
Jesssst :p
UsuńOboje wiemy, żeś nie jest xd
A nie przeczytać? ;p
No ba ;p Jak Freyowie normalnie xd
Wiem :P
Hej, Ty tam! :d
OdpowiedzUsuńTy żeś je Ślązok? xd
Zależy, czy Opole to Ślunsk xd
UsuńAle siara, ja pierdziele, ale siara… jeszcze nie skomentowałam niczego na tym blogu ;_; (poprzednie na ZO xP). xD Masakra.
OdpowiedzUsuńWieeeem, wieeeeem, mówiłam, że po sylwestrze, jak wrócę do domciu to ci skomentuję, ale wyszło inaczej. xD Gdybym szła jutro do szkoły to zapewne mnie tu nie było, więc dzięki… Szatanowi. xD
Okej, z góry uprzedzam, że komencik będzie skromny. :D
MORSKI BURDEL! xDDDDDD Padłam. xD
No ale pytanie Hagena (to ostatnie) było durne. Jak taki zboczeniec mógłby wypuścić kobiety na wolność, zwyczajnie niemożliwe. xDD Hagen nie myśli racjonalnie i mnie to osobiście wewnętrznie rani. ;_; xD
Kurde, trochę mi się pieprzą te imiona, ale chyba potem to ogarnę, teraz za wcześnie na to. xD Dla takich przymułów jak ja staraj się ładniej wprowadzać nowe postacie (odwołuję się do wszystkich wpisów, nie tylko tego xd). Ale nie "ładniej" że ładniej-ładniej, tylko… no nie wiem. xD Nie wolniej, ale jakoś słówko mi uciekło… dobra. xD
Hagen się ładnie zabawia. xD Panna pewnie miała z trzynaście lat. xD A doświadczenie zdobyła w grze wszystkim znanej, słoneczku. xDD
A jak sobie wyobrażasz trójkątną twarz? xDDD Bo tak myślę, myślę i myślę i nic nie mogę wymyślić. xD Że podbródek taki cieniutki i łeb taki szeroki jak beczka? A na dodatek profilu nie ma, bo ktoś jej przywalił patelnią? xDDDD Piękna dziwka. xD
Dla mnie ten wpis był odpowiedniej długości, żeby nie było. xD Na ZO się nie wysiliłeś, tu zaś tak. xPP
pozdrowionka,
Ala ;*** xD
kurwa, stoje na przystanku i sie grzeje xddd
Usuńdziewczyno ogarnij ty sie xppp
po konsultacjach ze sztabem doradczym zadecydowalem, ze ta nazwa bedzie najlepsza xD
oj tam xd byl zamroczony pianstwem i przed krotka chwila wyrzygal wlasny zoladeczek xdmial prawo pierdolic farmazony xdd
czyli ze co?xp kazda postac ma byc.okreslana tylko swoim imieniem? xdd
oni tam chyba sloneczka nie znali... gwiazdeczka? xddd
a wujcio gugel,co, gryzie? xdd
Maaaax ;** xD
Ja tak mam po słodyczach. xD Zwłaszcza niemieckich. xd Ale i tak najbardziej mnie boli to, że matka zrobi iutfisk i będę musiała to zjeść ;_; xD
UsuńNie, nie będę się ogarniać ;P
I dobrze xd
Może…? xd Rób co chcesz xd
Gwiazdeczka może być. xd
Aaaa, czyli takie a'la Anja Rubik? xdd
Ala ;***
*lutefisk
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNominowałyśmy ten blog do Liebster Award. Więcej informacji na: http://100latpocentrumhandlowym.blogspot.com/p/blog-page_1.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Litka
PS: Nie znalazłam tu strony dla Spamu... być może z powodu stylizowanych na średniowieczne liter, których nie da się odczytać, albo w ogóle takiej zakładki tutaj nie ma... tego stwierdzić nie mogę
zaczne od konca xd
UsuńPS zakldka dla spamow i innych,wesolosci jest u to od,dawna xd po prawejcstronie sa wszystkie dotychczasowe zakladki spam zostal bodajze nazwana "Gildia Poslancow" xD
ło borze brzozowy xdd myslal by kto, ze lud toto.moje czyta, a tu suprajs xddd
cieszę się, że miałeś "surprajsa" mam nadzieje, że szybko odpowiesz na pytania. I jeszcze zastanawiałam się, czy piszesz ff na podstawie Martina, czy po prostu jest tak podobne stylem? Jeszcze nie przeczytałam wszystkiego i nie mogę się połapać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Litka
Odpowiem w miarę moich skromnych możliwości xddd
UsuńTo chyba niezbyt dobrze świadczy o opku, jak wciąż nie wiadomo, czy jest ff, czy nie xddd