ROZDZIAŁ IX
Mała ilość snu coraz częściej dawała mu się we znaki.
Kilka dni temu złapał się na tym, że podczas obrad przysypiał – chociaż nie był
pewien, czy nie było to aby spowodowane tym, iż nic się na nich nie działo.
Oczywiście – wiele mówiło się o wojnie, pożodze, która miała nadejść,
niepowetowanych stratach i tak dalej, i tak dalej, ale lordów bardziej
obchodziło to, jak zmniejszyć ów straty do minimum i zyskać na tej wojnie
cokolwiek. Najbliższy mu wiekiem był Hagen Whitefire, który nie dość, że
wyjechał, to jeszcze był przez Rince’a szpiegowany. Chociaż szpiedzy Ironhearta
nie przynosili żadnych niepokojących wieści, co dobrze rokowało na przyszłość.
Przerzucił raporty zwiadowców i szpiegów piętrzące się
na biurku pobieżnie rzucając na nie okiem i nie stwierdzając niczego
nadzwyczajnego. Stary Gent odwiedził burdel, jego młoda żonka przyjęła
kochanka, Malerrinowie spędzili cały dzień w swojej wieży pisząc rozmaite
wiadomości i rozkazy… Czyli nic nowego. W międzyczasie do komnaty wszedł
pachołek odziany w czerwony kaftan z wyszytym na piersi białym Lenderem
Redblade’ów.
- Jego Miłość wzywa cię do swoich komnat, panie –
oznajmił chłopak sztywno.
- Możesz mu przekazać, że zaraz przyjdę – odparł
trochę nieobecnie Rince, przyzwyczajony do takich wezwań.
Posłaniec skłonił się nisko i opuścił pomieszczenie.
Ironheart nie musiał się nawet przebierać, więc dopił
tylko wino ze złotego kielicha i krzywiąc się – napój był bowiem potworny w
smaku(inna sprawa, że lepszego w stolicy nie mieli) – opuścił swoją wieżę. Na
wielkim dziedzińcu ćwiczyli już rycerze i giermkowie, których się tu ostatnio
dużo namnożyło, a większość z nich liczyła na wkupienie się w łaski wielkich
tego świata.
Wejścia do siedziby Redblade’ów jak zwykle strzegło
dwóch członków gwardii królewskiej, odzianych w pozłacane w kilku miejscach
zbroje płytowe i hełmy ozdobione ptasimi skrzydłami wykonanymi z czarne stali,
podobnie zresztą jak reszta uzbrojenia. Ci dwaj byli uzbrojeni w wielkie miecze
dwuręczne. Na ramiona mieli zarzucone czerwono-białe płaszcze Rodziny
Królewskiej. Przywykli już do widoku Rince’a, więc wpuścili go do środka bez
słowa.
Sala tronowa była pusta, jeśli nie liczyć drzemiącego
w kącie ser Willa z Przełęczy. Chrapał tak głośno, że słychać go było i na
drugim końcu pomieszczenia, a jego zarzygana broda pobłyskiwała w świetle
nikłych smug światła wpadających do środka przez okiennice. Pewnie znowu urządzili zawody, kto więcej
wypije.
Aby dotrzeć do komnat królewskich, trzeba było przebyć
długą drogę po krętych schodach, następnie odnaleźć się w labiryncie korytarzy,
zaś na koniec uzyskać pozwolenie na audiencję. Albo zostać wezwanym przez
samego króla, który ostatnimi czasy zwykł oddawać się pijaństwu, więc miewał
różne humory – raz kazał czekać na siebie cały dzień, a raz kazał się
natychmiastowo stawić. Tak to już bywało z władcami.
Na swoje szczęście, Ironheart był już tam nie raz i
nie dwa, więc nie miał żadnych problemów z odnalezieniem owej komnaty, w której
król zwykł przyjmować gości. Jako iż słoneczko dopiero co wstało, były dwie
opcje tego, w jakim stanie jest Amar – pierwsza była taka, że właśnie
odreagowywał skutki swojego nadużywania pewnych napojów, a druga, zdecydowanie
bardziej wesoła, że dopiero zaczynał pić i miał w miarę dobry humor.
Przed drzwiami do ów komnaty stał ten sam pachołek,
który wezwał Rince’a.
- Jego Miłość na ciebie czeka, mój panie.
Chłopak skinął głową i pchnął ciężkie drzwi zdobione
licznymi płaskorzeźbami przedstawiającymi między innymi Pierwszego z Rodziny
przebijającego serce Lendera swoją kopią, czy Tenhelma Trzeciego, zwanego
często Pogromcą, pierwszego z królów, który zdecydował się na wyprawę wojenną
przeciwko Imperium Suańskiemu i okrył się nieśmiertelną chwałą w licznych
bitwach. Pokój wyglądał tak, jak zwykle – zasłonięte okna, masywne biurko z
jesionu zaśmiecone licznymi papierzyskami, wielka szafa stojąca w kącie i
pochodnia dająca trochę światła.
Jak można się było spodziewać, Amar siedział na swoim
krześle bogato zdobionym złotymi gryfami i popijał podłej jakości wińsko, a
przynajmniej Rince sądził, że takie było. Ironheart miał nieodparte wrażenie,
że król z dnia na dzień wyglądał coraz bardziej mizernie i tracił w oczach. Wzrok
miał mętny, a mowę bełkotliwą, zaś ręce straszliwie mu drżały. Do tego, czuć
było od niego zapach potu i niemytego ciała.
Lecz dzisiaj wyglądał o wiele lepiej, niż zwykle. Oczu
nie miał aż tak bardzo podkrążonych, włosy miał skrupulatnie zaczesane do tyłu
i spięte, chyba nabrał nawet trochę ciała i kolorów. Ba! Nie wyglądał nawet na
pijanego! I nie śmierdział jak rynsztok! Był po prostu innym człowiekiem.
- Rince! – powitał chłopaka. – Siadaj chłopcze,
siadaj! – Sięgnął po drugi kielich stojący na pobliskim kredensie. – Wina? Nie
martw się, to nie to paskudztwo, które produkują w tym zapyziałym mieście. –
Uśmiechnął się jakby porozumiewawczo.
- W takim razie nie omieszkam go spróbować – odparł
szczerze Ironheart, gdyż miał serdecznie dość miejscowych popłuczyn.
Dopiero, gdy monarcha nalewał mu trunku do kielicha,
Rince dostrzegł stojącą w kącie pomieszczenia postać i nieco się zdziwił.
Nieznajomy ubrany był w szatę mnicha, ale odznaczał się zdecydowanie zbyt
szeroką piersią jak na świątobliwego mnicha. Chłopak nie mógł dostrzec jego
twarzy, gdyż była skryta w cieniu kaptura.
- Przedstawisz nas sobie? – zapytał nieznajomy niskim,
chrapliwym głosem.
- Oczywiście! – niemal zakrzyknął król. – Gdzież są
moje maniery? – zapytał sam siebie. – Rince, mam zaszczyt przedstawić ci
dowódcę tajnych królewskich oddziałów specjalnych, kapitana Egana de Loire,
dawnego barona Vinneur, zwanego często Zabójcą Smoków. Baronie, poznajcie
Rince’a Ironhearta, syna Rowesa.
Chłopak poczuł się lekko urażony tym, że król wymienił
wszystkie możliwe tytuły de Loire’a pomijając tytuły ojca. No, ale któż nie znał
lorda Rowesa? A o owym Eganie Rince słyszał po raz pierwszy. Wstał jednak, by
podać dłoń kapitanowi, zaś ten odrzucił kaptur z twarzy i ścisnął prawicę chłopaka swoim masywnym łapskiem. A Ironheart stał przez chwilę
jak wmurowany i patrzył na twarz byłego barona. Ogolona na zero, naznaczona
wieloma drobnymi bliznami i jedną większą, przechodzącą pionowo przez lewe oko
koloru zimnej stali(wypada też zaznaczyć, że drugie miało kolor błękitny), haczykowaty nos, pełne usta, przy których prawym kąciku
przechodziła drobna bruzda unosząca go lekko ku górze i zmarszczki wokół oczu
nie tylko sprawiały, że w ciemnym pomieszczeniu oświetlanym jedynie nikłym
światłem pochodni wyglądał nieco upiornie, ale także znacznie go postarzały. Po
wymianie uścisków dłoni, chłopak usiadł z powrotem na swoim krześle.
- Vinneur? – zapytał. – To chyba nie jest miasto
znajdujące się na terenie Królestwa, mam rację?
- Masz rację – odpowiedział baron. – Vinneur leży w
jednej z siedemdziesięciu sześciu prowincji Zjednoczonych Królestw Nimharu –
wyjaśnił. – W skutek pewnych, hm… wypadków… utraciłem tam wszelkie prawa i
musiałem ratować skórę ucieczką. Na szczęście, miłościwy król Amar przyjął mnie
pod swoją opiekę.
- A jakież to były wypadki, jeśli wolno spytać?
Tym razem odezwał się Redblade.
- Lepiej dla ciebie, żebyś o nich nie wiedział –
powiedział stanowczym tonem.
- Oczywiście. – Skinął głową.
- Teraz zastanawiasz się pewnie, dlaczego cię tu
sprowadziłem i powiedziałem o istnieniu jednostki, o której nie powinieneś
wiedzieć.
Nie było najmniejszego sensu zaprzeczać.
- Muszę ci coś wyznać, chłopcze. – Zniżył nieco głos,
jak gdyby ktoś ich podsłuchiwał. – Wiem, ze mogę ci zaufać. W końcu jesteś
synem Rowesa, prawda? – Uśmiechnął się nieznacznie. – Siedzimy po szyję w
jednym wielkim bagnie, mój drogi chłopcze – powiedział po chwili milczenia. –
Wciąga nas powoli, acz konsekwentnie i ani się obejrzymy i zamknie się nad
naszymi głowami. – Zamyślił się, jakby zadowolony z tej zręcznej metafory. – Za
każdym rogiem czeka jakaś zdrada, mniejsza lub większa. Serpentowie nie są
głupcami, nie zaatakują naszych tyłów, nie kiedy wisi nad nami wojna. Whitefire
już pewnie nie wróci. – Pociągnął łyk wina. – Świetne – pochwalił. – A jeśli
wróci, to będzie złakniony chwały i rzuci się na suańskie hordy niczym wściekły
pies.
- Więc czego Wasza Miłość się obawia?
- Przewrotu – odpowiedział krótko. – Szybkiego i
skutecznego. Precyzyjnie wymierzonego noża w plecy, trucizny w ulubionym daniu.
Tego, że zasnę i się nie obudzę. – Jego twarz ściągnęła się gniewem. – A ci
wszyscy lordowie tylko czekają na to, aż powinie mi się noga. – Rince uniósł
brwi. – No, może nie wszyscy. Jest kilku lojalnych, jak twój ojciec, czy
Stamar. Ale Rowes jest w górach i wróci najprędzej za kilka miesięcy, a Wend
oszalał z rozpaczy. Prayt i Kelgar wyruszyli na zachód, by zebrać chorągwie i
odbić Bearc Balla. Zostałem sam otoczony wrogami, których nie mogę zobaczyć,
mój chłopcze. Udaję zawsze pijanego, by uśpić ich czujność i czekać, aż
wykonają jakiś fałszywy ruch. A kiedy go wykonają…
- Miecze, głowy, piki – dopowiedział baron.
- A jaka w tym rola pana barona? – zaciekawił się
nagle Rince.
- Ha! – ożywił się Amar. – Dobrze, że zapytałeś, bo
byłbym zapomniał. Ktoś musi śledzić ich ruchy i pilnować mojego siedzenia,
prawda? – Mrugnął porozumiewawczo. – I obawiam się, że jeśli chodzi o
szpiegowanie, to nie powinieneś się zajmować tym ty, zwłaszcza w taki sposób
jaki robiłeś to do tej pory.
- Skąd Wasza Miłość…
- To właśnie jest chyba najlepszym dowodem tego, że
nie powinieneś się tym zajmować. - Uśmiechnął się z czymś, co mogło być
politowaniem. – Służki nie są najlepszymi szpiegami – stwierdził. – A
przynajmniej nie takie, których do tego nie wyszkolono. – Dopił zawartość
kielicha. – Jeszcze? – zaproponował. Ironheart skinął głową. – Tutaj wchodzi
nasz drogi baron. Healahn Naessin znają
się na swoim fachu jak nikt.
Rince skrzywił się.
- Healahn
Naessin? Czy to nie czasem ze starosuańskiego? – zapytał.
- Tak – odparł król. – Suanie ich tak ochrzcili i się
przyjęło. „Zwiastuni Śmierci” brzmi całkiem nieźle, jeśli mnie pytasz. Nawet, jeśli trochę nieco zbyt pompatycznie. Ale –
wzniósł wskazujący palec ku górze – to tylko nieoficjalna nazwa, której używają
suanie, pochodząca jeszcze z czasów nasze tajne oddziały specjalne były jedynie
chorągwią wojskową, która okryła się wśród naszych wrogów złą sławą. A chcesz
wiedzieć dlaczego? – Parsknął śmiechem. – Otóż dlatego, że w całości składała
się z zatwardziałych przestępców najgorszego sortu. Ot, przeszli tacy przez
wieś i nic się nie ostało. Ale dyscyplinę znały psie syny.
- I dalej znają – zauważył kapitan owych oddziałów.
- Prawda, prawda – przyznał Amar. – W każdym bądź
razie, są tu dla ochrony i zbierania niezbędnych informacji. Oczywiście poufnie
i w tajemnicy.
- Ale jaka w tym moja rola?
- Spokojnie, właśnie do tego zmierzam. – Uspokoił go
ruchem ręki. – Otóż, nie mogę tutaj siedzieć i czytać o poczynaniach naszych
drogich lordów i dam, bo a nuż, któreś tu wejdzie i mnie zobaczy. A lepiej,
żeby nie dowiedzieli się o moich przeszpiegach. Dlatego, mój chłopcze,
wszystkie raporty będziesz otrzymywał ty. Po ich przeczytaniu, poprosisz o
audiencję, odczekasz swoje i przekażesz mi wszystkie istotne informacje. Jeśli
nic takiego nie znajdziesz, nie przychodź. Rozumiesz?
- T-tak – wydukał. Powiedzieć, że był zdziwiony,
byłoby niedopowiedzeniem. Oto sam król poprosił go o pomoc! Obdarzył go
zaufaniem, o jakim mógł tylko marzyć! Miał się stać powiernikiem najskrytszych
lordowskich tajemnic. Ha! Cuda się jednak zdarzają.
- Świetnie. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz mojego
zaufania.
Król skinął głową, dając tym samym sygnał, że
audiencja dobiegła końca.
Zajebiscie piszesz! Wowowowoowow! Kocham tego bloga! Jakbym książkę czytała!!!!!!!!!!!! Mega!
OdpowiedzUsuńKlaudia
A dziękował :>
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona! (: Trafiłam tu przez przypadek (z pingwinich blogów o.O) i jestem bardzo zadowolona. Widzę, że jest to rozdział pierwszy, więc od razu zaczęłam go czytać. Pozostałe, wcześniejsze nadrobię w najbliższym czasie. (: Powiem tak - jest super świetnie! Dziwię się aż, że masz tak niewielu czytelników. Opowiadanie jest na naprawdę bardzo wysokim poziomie, wow. Jak powiedziała moja poprzedniczka - jakbym książkę czytała. (: Intrygujące jest to, że blogowicze o PoM z roku 2013 są nadzwyczaj kreatywni i uzdolnieni. Wcześniej tak nie było.
OdpowiedzUsuńCzytałam Twoje opowiadania o Pingwinach z Madagaskaru, te krwiste, te pełne przekleństw (których swoją drogą nie lubię, ale tam pasowały).
Generalnie zmieniłeś późniejszych bloggerów - zaczęli starać się o akcję, nie tylko by walnąć kolejny pairing. Także respekt w Twoją stronę.
Piszesz lekko, finezyjnie. Widać inspirację, ale w niej nie jest nic złego, ba, to bardzo dobrze, iż się inspirujesz - nie zgapiasz - inspirujesz. Brawo. (:
Postacie są intrygujące, na pewno jakoś je rozwiniesz.
Opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło, co prawda mogło być ciut dłuższe, ale nie szkodzi.
Na pewno tu jeszcze zajrzę.
Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki za tak długiego komenta :)
UsuńPowinienem wprowadzić chyba normalną numerologię rozdziałów, bo widzę, że nieco namieszałem xdd Ale co się stało, to się nie odstanie :d
No, innych niż te z ;przekleństwami i krwią nie miałem ;D
Akcja dobra rzecz, jak dla mnie ;) Chociaż nie sądzę, że jestem aż taki opiniotwórczy, bym to ja zmienił innych ludziów :)
Ano dziękował :D Inspirację mam na każdym kroku, więc nawet mocno się inspiruję xdd
No ba, pewno, że rozwinę ;d
No, z długością jeszcze mam pewne trudności ;c
To mnie raduje :D
Również zdrawiam :)
Nie ma sprawy. (:
UsuńTo źle zaczęłam czytać? :o Cóż, trudno, i tak mi się podoba, a książki zawsze czytam od środka (ale nie do końca, tak kilka stron tylko),a potem dopiero zaczynam od początku. (:
Racja, zapomniałam. Generalnie odnosiłam się do całości. (:
Zmieniłeś, na 100%. Tego pierwszego bloga Twojego "śledziłam" od początku. (Wybacz, że komentarze nie pojawiały się, ale czasu było brak.) I powoli, stopniowo, kiedy twój blog stawał się coraz popularniejszy, pojawiało się coraz więcej akcji i krwistych momentów na innych blogach, na przykład takiej Oli czy Pauli. (: i nie tylko oczywiście.
To dobrze, bo tym samym z pewnością ty stajesz się inspirującą osobą.
Jeszcze nie odniosłam się co do wyglądu bloga - jest świetny! Szablon cudny, te kleksy w kątach są cudne, szablon jest jeszcze raz powiem cudny, dodaje takiej atmosfery, wpasowuje się, że tak powiem, do opowiadania. Czcionka również mi się podoba. Jedynie zmieniłabym strefę czasową. Ach, i to pod tytułem bloga bym usunęła - do końca roku dziewięć miesięcy. (; Domyślam się, że to zostało napisane jeszcze w grudniu ubiegłego roku. (; Na pewno nie teraz!(;
Nie ma pośpiechu, niektórzy, aby przedłużyć wpis, wpychają opisy gdzie się da. A to też nie na tym polega. Opisy muszą być, ale w odpowiednich ilościach. (: Ty nie masz tego problemu. (:
Ponownie pozdrawiam. (:
No bywa xdd
UsuńNie wiem, bo ogólnie rzecz biorąc niezbyt wiele osób tego mojego zdechłego bloga czytało xD
Nie mi to oceniać ;ddd
Powiedzmy tak - ja nie lubię kombinowac z wyglądem i lubię prostotę (czyt."jestem zbyt leniwy, by się tym dłużej bawić" xD)
Znając mnie to nawet te dziewięć miesięcy nie starczy xDDD Ale dzięki, że przypomniałaś ;d
Odpowiem, jak to na mnie przystało - nie wiem, nie znam się xdddd
Zdrawiam :)
GENIALNE!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń